Dlaczego los bywa tak niesprawiedliwy dla mojej osoby? Gdzie zawiniłam? Już dawno, straciłam wiarę w Boga. Bóg odebrał mi matkę, a później też ojca. Straciłam najważniejsze dla mnie osoby. Wychował mnie, mój kochany wuj, oraz jego syn. Po pewnym czasie, znienawidziłam tego ostatniego typa, kochanego kuzyna. Dlaczego?
Obserwowałam krople deszcze, które sunęły w dół po szybie. Dzisiejszy dzień był ponury. Piękne niebo, zostało zasnute przez ciemne chmury, które zapowiadały kolejną dawkę zimnego, jesiennego deszczu. Ta cudna pogoda – oi, można wyczuć mój sarkazm, odzwierciedlała mój humor. Po raz kolejny, tego dnia spojrzałam pogardliwie, kątem oka na mojego wujaszka. Gdy odwrócił się w moją stronę, prychnęłam.
- Nat, jeszcze się gniewasz na starego wujaszka, hm? – zaśmiał się, mężczyzna po czterdziestce.
- Nie, no wcale się nie złoszczę! Po prostu rozpiera mnie wielka radość, bo będę chodziła do akademii, dla jakiś dzikusów! - odparłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Cisza ponownie zapanowała w samochodzie. Z radia leciał stary kawałek jakiegoś zespołu country. Mój wujaszek, naprawdę jest już stary.
- Naprawdę uważasz moją rasę za dzikusów? – zagadnął.
- Wilki powinny w lesie mieszkać. – stwierdziłam.
- Nie mów tak. – spiorunował mnie wzrokiem.
„ O, komuś ciśnienie skoczyło ‘’ pomyślałam. Przez resztę drogi, zamieniliśmy tylko kilka zdań. Może nawet i dobrze. Po godzinie, przejechaliśmy przez wielką bramę. Moim oczom, ukazał się wielki dwór. Ponury i mroczny. Pogoda dzisiejsza, dodawała jeszcze bardziej mrocznego charakteru. Świetnie się zapowiada. Nareszcie gruchot Dantego, zatrzymał się. Na szczęście w tej chwili przestało padać. Przed opuszczeniem pojazdu, założyłam na głowę kaptur. Gdy opuściłam, wygodnie wnętrze samochodu, wujaszek już stał z moja torbą w ręku.
- Już chcesz się mnie pozbyć – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. – Miło
- Nie zrób mi wstydu. – zaśmiał się. Poczułam jak moje ramie przeszywa ból. Zgromiłam Dantego wzrokiem.
- Twój synuś ma taki sam charakter. Nara. – pożegnałam się i opuściłam wujaszka.
Po godzinie, opuściłam pokój sekretariatu. Już na samym początku się zgubiłam, a przecież dostałam poinformowana, jak dojść do pokoju. Westchnęłam poirytowana.
- Dlaczego jeszcze nie podcięłaś sobie gardła, co Natalie? – szepnęłam sama do siebie, idąc ciemnymi korytarzami.
Nareszcie po czasie, odnalazłam pokój. Sukces! Niedbale rzuciłam torbę na łóżko. Wzięłam ze sobą szkicownik oraz węgiel, by następnie, pójść w teren. Las okazał się być ciekawy. Miał swój urok. Był tajemniczy, dzisiejszego, ponurego dnia. Wspięłam się na gałąź jakiegoś starego buka, by po chwili, zacząć szkicować pejzaż polany.
Jakiś czas później, byłam tak zajęta, że nie kontaktowałam ze światem zewnętrznym.
- A ty, po co tam weszłaś?! – zawołał ktoś z dołu. Wystraszona, podskoczyłam na gałęzi, a mój szkicownik wypadł mi z rąk. Wylądował na mokrej ściółce leśnej. Wiedziałam, ze już po nim.
- Cholera! – warknęłam pod nosem.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz